Anarchia w Lewancie
Wojna z BRICS dopiero się zaczyna. Teheran i Moskwa nie mają złudzeń – i odpowiednio się przygotowują.
Autor: Pepe Escobar niezależny analityk geopolityczny, pisarz i dziennikarz
Syria, jaką znaliśmy, jest niszczona na bieżąco – pod względem geograficznym, kulturowym, ekonomicznym i militarnym – przez przerażające połączenie najemnych gangów „oszukańczych dżihadystów” i psychopatologicznych ludobójców modlących się u ołtarza Ziemi Izraela.
Wszystko to jest w pełni wspierane przez wściekłe hieny NATO-wskie – mistrzów kontroli narracji – i jest ściśle powiązane z eksterminacją Palestyny.
Wśród otwarcie przygnębionej Globalnej Większości panuje przekonanie, że chwilowo wyczerpana Oś Oporu będzie musiała wykonać turbo-Syzyfową pracę, aby przeorganizować, uzupełnić zapasy i skalibrować obronę Palestyny.
Jak można było przewidzieć, nie ma ani słowa w strefie NATO o dzikim, bezładnym bombardowaniu przez Tel Awiw i przejmowaniu suwerennego terytorium Syrii. To jaskrawy przykład „międzynarodowego porządku opartego na zasadach” w działaniu.
Collective West Think Tankland jest w ekstazie. Chatham House głosi odbudowę Syrii w tym „przełomowym momencie” pod przewodnictwem USA, UE, Kataru, Arabii Saudyjskiej i Turcji, zdolnym do „wykucia konsensusu wokół Syrii”, który „mógłby służyć jako fundament nowego porządku regionalnego”.
Zaciekle anty-BRICS-owskie Centrum na rzecz Nowego Bezpieczeństwa Amerykańskiego (CNAS) domaga się „wydalenie rosyjskiej obecności wojskowej” z Syrii i „zamknięcia kraju jako drogi do projekcji siły Iranu”.
Oś Oporu jest opłakiwana w całym spektrum. Nie tak szybko. Głębsze znaczenie „zawieszenia broni” między Izraelem a Hezbollahem polega na tym, że psychopatolodzy, praktycznie rzecz biorąc, zostali pokonani, nawet jeśli wyrządzili straszliwe spustoszenie w południowym Libanie i przedmieściach Bejrutu.
Zmiana narracji – i skupienia – na ofensywie Wielkiego Idlibistanu pozwoliła na otwarcie ogromne zwycięstwo taktyczne nie tylko dla zbirów Eretz Israel, ale także dla zgromadzonej kombinacji NATOstan/Turkiye. Jednak prawdziwe sedno sprawy zaczyna się teraz, nawet gdy podział Syrii jest już w toku.
Grupa „Rent-a-Jihadist”, teoretycznie pozostająca pod kontrolą aspirującego kalifa Al-Szam, saudyjskiego al-Dżolaniego, którego prawdziwe nazwisko brzmi Ahmad Ibrahim al-Sza'a, prędzej czy później może zwrócić się przeciwko projektowi Eretz Israel, biorąc pod uwagę bliskie stosunki, jakie utrzymuje z Hamasem w Strefie Gazy.
Przynajmniej na razie wszystko jest w porządku, jeśli chodzi o plan Odeda Yinona i/lub Bernarda Lewisa, aby podporządkować sobie Azję Zachodnią za pomocą sprawdzonej zasady „dziel i rządź”. Nawiązuje to nie tylko do Sykesa-Picota z 1917 r., ale nawet wcześniej, do 1906 r., kiedy brytyjski premier Henry Campbell-Bannerman stwierdził, że:
„Istnieją ludzie [Arabowie], którzy kontrolują rozległe terytoria pełne jawnych i ukrytych zasobów. Dominują na skrzyżowaniach szlaków świata. Ich ziemie były kolebką ludzkich cywilizacji i religii”.
Gdyby więc ci „ludzie” się zjednoczyli, „wzięliby los świata w swoje ręce i oddzieliliby Europę od reszty świata”.
Ergo, konieczność „ciała obcego” [później ustanowionego jako Izrael], które miało zostać „osadzone w sercu tego narodu, aby zapobiec zbieżności jego skrzydeł w taki sposób, że mógłby wyczerpać swoje moce w niekończących się wojnach. Mogłoby ono również służyć jako trampolina dla Zachodu, aby zdobyć pożądane obiekty”.
Piraci z Lewantu
Halucynacja dotycząca Eretz Israel nie do końca pokrywa się z neoosmańskim marzeniem sułtana Erdogana, choć pokrywają się w szerszej perspektywie z pragnieniem przebudowy mapy wschodniej części Morza Śródziemnego i Azji Zachodniej.
Jeśli chodzi o “wyjątkowców” (nadludzi), ledwo mogą uwierzyć w swoje szczęście. Jednym zamachem pochłonęli kluczowy strategiczny węzeł obecnie pogrzebanej idei: arabizmu, czyli antyimperializmu w Lewancie.
Od czasu, gdy Barack Obama na początku lat 2010. wypowiedział wojnę Syrii na rozkaz z Tel Awiwu, Imperium Chaosu rzuciło wszystko, łącznie ze zlewem kuchennym, na Damaszek przez co najmniej 13 lat: była to najdłuższa i najdroższa kampania zmiany reżimu w historii USA, połączona z toksycznymi sankcjami w postaci wymuszonego głodu – aż nagle wielka nagroda spadła im na kolana.
Nagroda obejmuje – teoretycznie – rozbicie sojusznika trzech największych państw BRICS, Rosji, Iranu i Chin, z dodatkowym bonusem w postaci przekształcenia go w geoekonomiczną czarną dziurę, przy jednoczesnym takim zmodyfikowaniu narracji, aby sprzedać „koniec dyktatora” Globalnej Większości jako warunek wstępny powstania nowego Dubaju.
Nadal nie wiemy, jak będzie wyglądać reszta Syrii, ani jak długo będzie rządzona przez grupę neoliberałów-salafitów-dżihadystów z przystrzyżonymi brodami i w tanich, gotowych garniturach.
Faktem jest, że Hegemon kontroluje już co najmniej jedną trzecią terytorium Syrii od co najmniej dekady i będzie nadal kraść syryjską ropę naftową i pszenicę z całkowitą bezkarnością: Piraci Lewantu w pełnym rynsztunku.
Pełniąc rolę pomocnika, brytyjski MI6 będzie nadal przoduje w zapewnianiu działań PR, wszechstronnego lobbingu i możliwości przemytu broni dla łatwowiernej, różnorodnej grupy najemników-dżihadystów salafickich.
Jeśli chodzi o Tel Awiw, niszczą największą pozostałą arabską opozycję militarną Eretz Israel; bez przerwy kradną/anektują ziemię; i marzą o całkowitej dominacji, powietrznej i morskiej, na wypadek gdyby Rosja straciła swoje bazy w Tartus i Hmeimim (to jest duże „jeśli”). Nie wspominając o tym, że w pewnym stopniu pośrednio kontrolują nowego kalifa, który potulnie poprosił ich, aby nie podbijali zbyt dużej części syryjskich ziem.
Podział będzie przebiegał wzdłuż trzech innych głównych wektorów.
1. Ziemia i bazy wojskowe kontrolowane przez hegemona – które mogą zostać użyte do ataku na Irak. Zapomnij o fałszywej suwerennej Syrii odzyskującej swoje pola naftowe.
Terytorium zaanektowane przez Turcję, co nieuchronnie doprowadzi do całkowitego wchłonięcia Aleppo (co sułtan już oficjalnie ogłosił).
Damaszek jest rządzony przez odłam ISIS, bezpośrednio manipulowany przez turecki wywiad.
Wszystko to może doprowadzić, już w pierwszym kwartale 2025 r., do pewnego rodzaju porozumienia o salaficko-dżihadystycznej syjonizacji, którego celem będzie tylko jedno: złagodzenie sankcji nałożonych przez USA i UE.
Jeśli chodzi o al-Jolaniego, którego prawdziwe nazwisko to Ahmad Ibrahim al-Sha'a, pomimo całej jego przemiany na „woke”, był porucznikiem Al-Zarkawiego i emirem Niniwy podczas szaleństwa Al-Kaidy w Iraku (AQI, później przekształconej w ISIS) w Mezopotamii. Bagdad nie będzie miał żadnych politycznych powiązań z salafickim dżihadystą, który znajduje się na liście najbardziej poszukiwanych w Iraku.
Dodatkowym problemem są warunki UE dotyczące normalizacji sytuacji w Syrii, przedstawione przez niewybranej, szalonej Estonki (Kallas), odpowiedzialnej za politykę zagraniczną tego związku (i reprezentującego prawie 500 milionów obywateli europejskich): Bruksela zniesie sankcje tylko wtedy, gdy w kalifacie Al-Szam nie pozostaną żadne rosyjskie bazy ani „rosyjskie wpływy”.
Tymczasem Imperium Chaosu będzie kontynuować grabież – we współpracy z Izraelem. Syryjska ropa naftowa skradziona przez Amerykanów jest sprzedawana przez Kurdów Izraelowi w Erbilu z ogromnym rabatem. W końcu ta ropa jest „darmowa”. Co najmniej 40% izraelskiej ropy naftowej pochodzi z oszustwa w Erbilu.
A jest jeszcze gorzej.
Izrael zaanektował zaporę Al-Wahda w dorzeczu rzeki Jarmuk, w pobliżu miasta Al-Kusajr w prowincji Dara'a i w pobliżu granicy z Jordanią. Zapora ta dostarcza co najmniej 30% wody Syrii i 40% wody Jordanii.
Wszystko jest takie przewidywalne: to, czego naprawdę chce koalicja NATO-Izrael, to amputowana, rozbita i podatna na ataki Syria.
Empire of Chaos staje się całkowicie anarchistyczne
Jednak całe toksyczne równanie jest dalekie od zakończenia. Aspirujący kalif Jolani może być skłonny pozwolić Rosji zachować swoje bazy – i wywieźć ich systemy uzbrojenia poza granice kraju w nienaruszonym stanie. Jest w bliskim kontakcie z Moskwą, a HTS de facto chroni rosyjskie aktywa.
Jednocześnie Hezbollah zasygnalizował, że jest gotowy „współpracować” z HTS, które notabene ochrania również irańską ambasadę w Damaszku.
Nie ma żadnych dowodów na to, że inwazja na Wielki Idlibistan była koniem trojańskim, na który zgodzono się przy stole negocjacyjnym w ramach – martwego – „procesu astańskiego”, jeszcze przed pamiętnym spotkaniem w Dosze w sobotę 7 stycznia.
Pewne jest, że analiza w Moskwie i Pekinie faworyzuje Long Big Picture. Chińczycy na razie są niezwykle ostrożni w kwestii całego dramatu syryjskiego, poza deklaracją, że są „gotowi odegrać konstruktywną rolę”. Pekin i Moskwa postrzegają Syrię jako tymczasowy cios dla BRICS zadany przez Imperium na Desperation Row, wraz z jego równie zdesperowanym sojusznikiem Eretz Israel i sułtanem, który gryzie więcej, niż może przeżuć.
Biden, kulawa kaczka, nie ma zielonego pojęcia o pojawieniu się – możliwego – izraelsko-tureckiego wektora hegemonicznego w kluczowym węźle Azji Zachodniej. Jedyne, co ma znaczenie dla straussowskich neokonserwatystów i ich psychoapokaliptycznych kumpli z Tel Awiwu, jeśli chodzi o rozpad Syrii, to okno możliwości dla Izraela, aby zaatakować Iran.
Gazeta „The Times of Israel” jest zachwycona: wcześniej „siły powietrzne Izraela nie latały bezpośrednio nad Damaszkiem podczas ataków na powiązane z Iranem cele w stolicy, ale teraz mogą”.
Klucz do rozwiązania całej zagadki może leżeć, po raz kolejny, u Jolani. Wszystko w Azji Zachodniej jest w ciągłym ruchu. Zaledwie kilka dni po upadku Damaszku sułtan Erdogan, a także NATO odmówiły pomocy Jolani w walce z izraelskim atakiem na Syrię.
Porozmawiajmy o „suwerenności” przyszłego kalifatu.
Gdzie więc Jolani mógłby się zwrócić w poszukiwaniu możliwych sojuszników? I na kogo może liczyć, że narzuci jakiś porządek w całkowicie rozproszonej Syrii – w tym siły powietrzne do walki z kieszeniami ISIS na pustyni?
Wchodzą Teheran i Moskwa. Ergo, tylne kanały na najwyższych obrotach. Nie mrugną okiem, jeśli chodzi o „współpracę” z młodym Kalifatem – dopóki ich interesy narodowe nie są zagrożone.
Empire of Chaos pozostanie niezrównane pod względem kontroli narracji, sztuczek PR, monopolizacji sfer mediów społecznościowych i nieustannej wojny psychologicznej. Wszystko to hybrydowe fronty.
Imperium zostało żałośnie pokonane zarówno w Afganistanie, jak i w Iraku. I nadal jest upokarzane przez Huti na Morzu Czerwonym. Waszyngton ma mniej niż zerową przewagę nad Rosją w sferze militarnej – z wyjątkiem wojny elektronicznej (EW), przynajmniej na teatrze zachodnioazjatyckim i ISR (Rosja nadrabia zaległości), co natychmiast przekłada się na zadawanie coraz większego terroru.
Jeśli chodzi o Iran, to jest on daleki od słabości niż przed upadkiem Damaszku. To imperialna narracja, wbudowana w samolubny mechanizm Exceptionalist. Ajatollah Chamenei, znakomity strateg, nie marnuje słów. Teheran ostatecznie rozwinie alternatywny łańcuch dostaw dla Hezbollahu i Zachodniego Brzegu.
Poza tym, podążaj za pieniędzmi. Irańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych już zauważyło, że „nowy rząd syryjski przejmie wszystkie zobowiązania finansowe Syrii wobec Iranu”. To dużo pieniędzy – których Jolani nie ma.
Michael Hudson jest nieugięty: „Anarchia to plan USA”. Ponieważ to Azja Zachodnia, gdzie zdrada jest sztuką, nastapi odwet. Teheran i Moskwa nie mają złudzeń – i odpowiednio się przygotowują. Wojna z BRICS dopiero się zaczyna.